graphics; CC0
Tomasz Kucina
Z rozmyślań o EBE-
Prolog- _[1]_
… może jestem chłopcem
na moście?
[EBE– Termin określający żywy i oddychający organizm,
któremu przypisuje się pochodzenie inne niż ludzkie]
niektóre historie są frapujące zapierają dech w piersi
mnóstwo było tych opowieści z pasków kontrowersji
co to gęsią skórką wyskakują z pudełka jak figlarne chochliki
ot i w mojej głowie powstał spory humbug
niekoniecznie zaraz w procesach pozazmysłowych
choć żyjemy w czasach neomesjanizmu
jest sztuczna inteligencja co nie kładzie się spać
kiedy późnym wieczorem zerkasz czasem w okno
a księżyc srebrny parafrazy pierścień z poświaty iluminacji
kiedy rząd dziwożon markuje ci zmysły w mętnym dziegciu urojeń
może w tobie żyje licho kosmologii
ciebie proszę… przysiądź tu ze mną na chwilkę
łatwo zauważysz
spore mankamenty… i nieco niechlujną formę
wybacz… proszę…
wszak ten brak ogłady nie jest zamierzony
Arolleja- _[2]_
tam daleko jest planeta Arolleja
mała plamka w gwiazdozbiorze Onuan
modrą kulę dzierży w otok smug tuleja
szalem snopów szkli się berło… globu glans
tam daleko w szczytach góry mieszka EBE
podświadoma inercyjna auto-postać
w kontemplacji darzy łaską ekumenę
cenne myśli pochowane w szklanych stożkach
tu się wiją pędy mędrców w stogach siana
niczym kąkol mądrość buja pola łan
koleboce w sian pokosie oko Pana
lśni się w słońcu elewacja Bożych Bram
Arolleja… satelita rytuałów
ksenomorfii alogiczny mózg ze szkła
niezniszczalny nerwokrętny głowotułów
dookoła tej planety… mętna mgła
tutaj sny od Boga tęczą… barwią tło
niepojęty tuli zapach chyba mięta
całkiem inna estetyczna woń
w tej intencji w snach zapachów… się poręcza
w Arollei pole życia równe constans
jej mieszkańcy pokonali śmierci gen
nowa forma streszcza w neologizm ALIEN
kosmogonii uroczysta filmoteka
podróż w czasie czułym teleportem
żwawo niesie mądrych drobnych EBE-OLÓW
gdy u Boga nóg składają odkryć totem
postać Pana łyska w genezie dipolów
tam w niebiosach gości żywa gwiazd aleja
promenada co się kocha niczym Don Juan
tam daleko jest planeta Arolleja
mała plamka w gwiazdozbiorze… Onuan
EBE- _[3]_
co noc przychodzisz do mnie… EBE
przybyszu obcy nieformalny
i czuję oddech twój… na plecach
i tępym wzrokiem cię… zahaczam
kosmiczny duchu owalny
slajdzie
i ciągle patrzysz na mnie… EBE
a w twoich oczach mieszka mądrość
z kronikAkaszy czerpiesz moce
asymilujesz w trwałej zgodzie
kulista smugo
ksenomorfie
w telepatycznych wizjach… EBE
tulisz me serce obłąkane
w radości taplam się przedziwnej
sarkofag szczęścia ćmi za oknem
Iluminator… dusza…
NOL-a!
i w tańcu snopów błyszczysz… EBE
twa wizja bytów mnie przeraża
telekineza doświadczalna
tu w górze krzesło popielnica
zapis materii
ekoplazma
gdy długie palce twoje… EBE
powolnym ruchem od niechcenia
znów wyczarują lśniący przedmiot
to ja pochylę w niżu ciemię
i wszczep implantu
mnie zaszczyci… EBE!
Profesor Sjent poszukuje Pana Cogito-_[4]_
wielki kanion szczerego porozumienia
wąski parów… strome zbocza…
ogromny głaz
wystaje w przepaść
niżej potok
odpływają myśli
niesione z prądem rzeki
na kamieniu siedzi PROFESOR SCJENT
kontempluje…
tak bardzo pragnie [Go] poznać
zrozumieć sens
ostateczny relatywizm
lecz [Jego] tutaj nie ma
zastanawia się
czy [On] w ogóle istnieje?
czy [Jego] stopy
dotykały tej ziemi
a może [On] bywa tylko
Interaktywnym przypływem?
PROFESOR SCJENT zerka w dół
przypływają topielice
wiroładne fantazje
układają witraże w ruchome kręgi
jednak nie są to
intelektualne preferencje
[Jego] wciąż nie ma
I chyba się nie pojawi
nie należy oczekiwać cudu
skoro coś NIE JEST
materialnym bytem
to nie można [Go] dotknąć
i nie można [Go] zobaczyć…
PROFESOR SCJENT pomimo tego CZEKA
ale Pan Cogito nie istnieje!
gdyby się pojawił
wszystko okazałoby się zrozumiałe
absolutne i proste
zobrazowane sensem
Intelektualnie równoważne
scjentologicznie uświęcone
czego właściwie oczekuje?
może tylko peryfrazy
zwykłej przenośni
by móc zrozumieć… że…
spadam… znaczy odchodzę
a nie skaczę w otchłań
a gdy lejesz wodę… to kłamiesz
a nie asymilujesz z H2O
PROFESOR SCJENT
chce stać się
bardziej skomplikowany
antycypuje w polisemii
świadomie odrzuca zero_jedynkowość
Profesor Scjent i chłopiec na moście– _[5]_
na moście
siedzi chłopiec
zdegustowany
okoliczną
dokumentalnością…
surowo ocenia
ludzkie (?) deskrypcje
( stojąc na krawędzi)
[ale czego?]
zastanawia się
czy skoczyć?
I czy zepsuć
minę… (prawdopodobnie- temu światu)
jest niezdecydowany
obok przechodzi profesor Scjent
widzi tą bezradność
spogląda
w (jej) oczy
one same mówią za siebie:
terror… śmierć… narkotyki… wyzysk…
niesprawiedliwość społeczna…
chłopiec jest obojętny
nie oczekuje
na nic… jego jedynym
przyjacielem jest
[wszystko jedno]
profesor Scjent medytuje:
jego głowa
staje się odwróconą gruszką
ze stopami uniesionymi
na 8-my centymetr (w powietrzu)
zmienia się w…
czystą formę przekazu
jest (teraz) mazistym teleportem
encyklopedią
czasoprzestrzeni
asumptem… do wiedzy twórczej
chłopiec czuje ciężar
napęczniałej potylicy
uśmiecha się
(cyfrowo porusza powiekami)
błogi stan
ukwieca jego umysł
staje się częścią zorientowanej
nadinteligentnej cywilizacji
ów most…
będzie (odtąd) linią papilarną
chłopięcej długowieczności
profesor Scjent (naciągając na głowę…
kaptur)… odchodzi
Retrospekcje:
Profesor Sjent i lustro- _[6]_
1) PROFESOR SCJENT
idzie ulicą… mija…
setki
bóli gardeł
nieżytów żołądków
wypatroszonych trzewi
zastanawia się
czy to miasto jeszcze oddycha
i czy przypadkowo
nie zawala się
cały ekosystem?
chimeryczne nerwice… schizofrenie…
zawiedzione związki… wypadki (ale te nieśmiertelne)
stają się dla niego… nihilizmem!…
zagląda w „szeroko_zamknięte oczy” populacji…
lawirują fluidy
naraz
umierają [qui pro quo] infulenca & infekcja… uleczone
jakoby za pomocą dotyku
czarodziejskiej różczki
2) PROFESOR SCJENT idzie dalej
przegląda badawczo
w witrynach sklepowych
lecz… jest ciągle sobą [więc kim?]
tego nie wie?!
ale wie… że…
nawet wszystkie
wmieszane w konglomerat ksylografy
w mijanych księgarniach
są niczym w porównaniu
z jego interelokwencją
może [on] jest (po prostu)
nieposzlakowanym antidotum
na patologie? albo…
niepozorną inkarnacją
wysublimowanym intelektem… lub
ulotnym wrażeniem
przecież wie jak
stać się natchnieniem i powiewem
potrafi też określić
dokładnie ich wzór sumaryczny
co do atomu!
3) sprytnie
pokonuje stopnie
wysokich schodów
wchodzi
do domu… (hic et nunc)…
dostojnie zmierza
w kierunku
lustra
przeciąga uważnie
kosztuje swojego profilu
teraz… znowu z czoła…
wnikliwie kalkuluje
nie chcąc nic zatracić
nic przeoczyć
widzi wyraźnie
długą przerywaną linię… [może oś symetrii?]
biegnącą
pionowo… [kierunek góra-dół]
dzielącą
jego ciało na dwie równe części
lewa ewidentnie przypomina pierwowzór
prawa?!… Szszszszok!
DZIEŃ DOBRY PANIE COGITO!
!
PROFESOR SCJENT
[Doktor Jeykl… Mister Hydle…]
opuszczając wzrok… konstatuje
głosem zupełnie stonowanym…
„to się już zaczyna”
Historia chłopca spotkanego na moście– _[7]_
chłopiec spotkany na moście
żywa alegoria kontestacji
szare komórki obudował murem obronnym
niczym Cesarz Aurelian filuterny Rzym
świat był dla niego zbyt nerytyczny
denerwował go ten polimorfizm bezdusznego społeczeństwa
zakodowanego w wiecznych podziałach
na lepszych i gorszych… bogatych i nędznych…
czułych i cynicznych…
świadomie wybrał więc kamuflaż
jego salezjański styl… ugodowa forma współzależności
wszystko to było misterną grą… czasem na przetrwanie…
zmęczony rzeczywistością… zmarnowany od wewnątrz
popadł w końcu… w egzystencjalną pustkę
ów synkretyzm
wszelkich trywialnych form nowonarodzonych
pragnących zawłaszczyć sobie prawo do nieomylności
wzmógł w nim… degustacje!
ekspansywnym zawłaszczeniem tego co mniej agresywne
czyste i bezbronne… zlinczował niedojrzałe sumienie…
i gdyby nie ezoteryczna wiedza której się był/nauczył
zapewne odszedłby w powierzchowność
prawie jak upadły Armaros… o którym wspomina etiopska
księga Henocha ucząca odczyniania uroków
zjednałby się z grzechem
chłopiec spotkany na moście jest więc…
doskonale przygotowany do spotkania z profesorem Scjent…
nie został wybrany przypadkowo
być może wytwarza jakieś biopole
otoczony niebieskim kolorem mglistej aury… co odzwierciedla
stan jego zdrowi… emocji… i myśli…
z dziegciu parasomatycznej bioplazmy
zostając przeto oświecony… inteligencją dorównywał będzie EBE
i stanie się ekstra_sensoryczny
EBE podróżujący- _[8]_
ARGOSTERUS- statek penetracji międzyczasowej…
jednoosobowy gwiezdny bolid
zbudowany z piroksenów i piroluzytów…
to znaczy… z krzemianów i glinokrzemianów wapnia…
magnezu… żelaza… i sodu
oraz z czarnego dwutlenku manganu
od wewnątrz wyściełany welurem
i szarym plastikiem z dodatkiem mahoniu…
technologia jutra… setki czytników…i…
pirometrów
tutaj… zaraz obok
kabina rozszczepień teleportycznych… to ulubione
miejsce EBE…
w sterylnym berylowym fotelu
(z nowszą odmianą akwamaryny)
wkomponowano srebrne owalne przyciski
po których naciśnięciu nad konsolą
zamyka się szklana czasza
EBE indagował wielokrotnie o jej przyciemnienie…
inżynierowie Arollei uznali jednak… że…
statek i całe wyposażenie
jednoznacznie nawiązywać będą
do nurtu klasycznego
to tu… dokonuje się molekularnych rozszczepień
żywych organizmów by w formie fotonu
mogły wędrować… w czasoprzestrzeni
EBE wielokrotnie poddawany był tej próbie
jego świadomość podychotomiczna stała się niereaktywna
wcześniej… zdecydowana jej część nie chciała
się poddać całkowitej implementacji
to było groźne… nie zagrażało może samej świadomości
ile powrotnej bezbłędnej rekonstrukcji ciała
ta nowoczesna forma bliżej nieokreślonej materii
tym oto sposobem
przybyła prosto na ziemię
EBE był pionierem tej ekspedycji
wytypowanym prosto z elitarnego konkursu…
niewątpliwie
wpisał się do historii… jego i naszej planety
EBE a Profesor Sjent– _[9]_
centrum Argosterusa…
pokład główny…
sala… analizatorów nastroju…
na drzwiach tabliczka
z podświetloną na niebiesko inskrypcją:
„Bajtus Scjent…
profesor fizyki kwantów i fotonów… teleimersji stosowanej…
w lirycznych kominach czasoprzestrzeni”…
EBE jest dzisiaj gościem…
obecnie
kładzie swe wysmukłe palce na blacie magnetycznym
i drzwi otwierają się…
postać w srebrnym uniformie
uśmiecha dobrodusznie podnosząc front hiberhełmu…
EBE podnosi rękę w geście powitalnym
pozdrawia gospodarza
PROFESOR SCJENT to bardziej futurologiczna forma EBE…
zasłużony nestor Arollei
nagradzany wielokrotnie Szmaragdową Andromedą
omnibus nauk ścisłych… i medycyny… zwłaszcza neurobiologii
fizyki kwantowej i fotonowej…
fundator nagrody Instytutu Restauracji Literatur Minionych…
wytypowany przez Wysoki Senat
Zjednoczonego Królestwa Arolei,… do ekspedycji
pod kryptonimem:
„w poszukiwaniu cząstek
lirycznej nadświadomości Zbigniewa Herberta”…
i skierowany… prosto na ziemię…
aktualnie:
EBE napawa się pewnym doświadczeniem z dziedziny krystalografii
[nauka… o stanie krystalicznym materii
badającej jej właściwości fizykochemiczne]…
testuje strukturę pęknięć w stalowym piórze Herberta
tymczasem…
PROFESOR SCJENT rozmyśla o szorstkim emploi poety
i zimnym nieczułym sumieniu poezji…
eksplorując obwodowy układ nerwowy jego wiersza
docieka…
o lokalizacji jego fantastycznych neuronów…
pytano kiedyś CHŁOPCA SPOTKANEGO NA MOŚCIE:
„czy wiesz mały… kim jest PROFESOR SCJENT?”
odpowiedział:
„on… jest weną wszystkich współrzędnych i oziębłych poetów…
wcieleniem każdego kolejnego… EBE„
EBE i jego nieprecyzyjność- _[10]_
jeśli chodzi o obecność EBE
w ponętnych meandrach ziemskiego entourage’u
to wykracza ona dalec poza pojęcie
ludzkiego zrozumienia
EBE jest podróżnikiem czysto irracjonalnym…
precyzyjnie określić go można formułą: JA NIE ISTNIEJĘ…
jednakowoż ów niebyt… paradoksalnie oznacza
stuprocentową materialność
ta bliżej nieokreślona fizyczność
potrafi wyrażać się
w doznaniach stricte organoleptycznych…
można go dotknąć… zobaczyć… EBE chyba nawet
czymś pachnie… lecz przecież tak naprawdę… jego tu nie ma…
jest zatem jakby wrażeniem… ale…
precyzyjnie zdefiniowanym
w strukturze czysto molekularnej
EBE nie jest wymysłem… urojeniem… misterną mistyfikacją…
nie odnosi się do pojęć mitomanii…
jego istota wyraża się raczej w jakiejś indolentnej prowokacji
jest bierny do końca
w swej kosmicznej interpretacji
bliski jakiejś bliżej niesprecyzowanej humanitarnej idei…
posłuszny… może nawet kompatybilny z czysto ludzką powściągliwością…
często określa się jako przedmiot
może… kontestacja? oczywisty sprzeciw…
fizyczność EBE przyjmuje (czasem) morale serdecznego palca
a więc… jakże wulgarnego gestu… lecz ta gestykulacja
nie jest mottem agresywności
posłuszeństwo i fasadowy opór tworzą
charakterystyczną spójnie
stanowią monolit… w jego megagalaktycznym jestestwie
tudzież… pojęciowo są ze sobą permanentnie sprzeczne…
EBE wykracza poza absolut ustalonego miejsca…
jest tutaj
był tam
będzie gdzieś…
czas… dla niego… nie ma racjonalnego znaczenia…
EBE nie podróżuje w przestrzeni
może raczej… w hadronie…
wędrówka EBE jest tylko numeryczną paralelą
do naszego defetystycznego
przestrzennie uwarunkowanego świata…
toteż: tak trudno precyzyjnie opisać… jego specyfikację
EBE marzyciel- _[11]_
anielim traktem brzegiem Wisły…
kosmiczny eunuch plazmatyczny
podąża obcym ziemskim śladem
w pragnieniu ludzkiej afirmacji
z metamorfozy i mutacji
pod okiem psychodeformacji
EBE dziś pragnie być owadem
błoniastym rozwiniętym kładem
pobudza brzękiem wiersza zmysły
EBE… byt przeszły i byt przyszły
nie chce być taki traumatyczny
więc w nowszej wersji będzie… gadem
następnie zmieni się w flaminga
rozłoży różowawe skrzydła
bo plazmy skóra już mu zbrzydła
figlarnym dzióbkiem stuknie w chmurkę
z kangurem skoczy w syndrom twórczy
chyżo po rymach zaczną skakać
pociskiem w ziemię jak armata
niech o tym pisze cała prasa
EBE… chce zerknąć w szew spawacza
iskrzyć impulsem wśród elektrod
chemicznym poddać się efektom
gdzieś nieufności wotum zgłaszać
miłość okiełznać… pianę z mydła
założyć wnyki… zjeść powidła
bo z plazmy skóra już mu zbrzydła
EBE… przykładem ciepłego typa?
życie kosmosu pełne przypraw
na plecach rosną Aniele skrzydła
EBE na festynie waty cukrowej- _[12]_
cukrowa wata smakuje śliną
rozpływa
w czarnych dziurach
otworów gębowych
festynowych przypadków
namiętnie „zakołowanych”
na karuzeli wesołego miasteczka
ta wata:
zwiewnie lewituje
wplątując
we włosy
subordynowanych panienek
sugestywnych chłoptysiów
EBE delektuje się jej
osobliwy smakiem
ta spożywcza ekstrawagancja
wyraża całą prawdę
o tej niebieskiej planecie
a w zasadzie o:
pospolitości jej podstawowego gatunku
słabość człowieka
wynika z
gigantonomii wszechświata
może także
z materialnej
konstrukcji ludzkiego ciała
EBE doskonale to rozumie
on przecież jest
dumnym hologramem
zmierzwionym
substratem gęstej plazmy
intelektualną formułą… świadomym telemostem
nie do świata złudzeń
a doskonałych
umysłów i ciał
homoplasmusy… do których gromady
zalicza się EBE
przeszły już
wszelkie formy mutacji
w wyniku to której świadomie
zrezygnowały z odżywiania
gdy… okazało… że… istnieją bardziej
profesjonalne metody
pochłaniania energii
ochoczo
poniechały prymitywnego
przyswajania pokarmów
EBE obserwuje zatem z zażenowaniem
a może nawet i pogardą
te kulinarne wygłupy ziemskiego ansamble
cukrowa wata
w ustach EBE… wygląda komicznie
zupełnie jak
podrzucona jaszczurka
w paszczach świeżo wyklutych owodniowców
mielących ozorem
w błonach płodowych
jaja dinozaura
nie ważne… że… jadalna
jest po prostu niesmaczna
w istocie nieelegancka
EBE doskonale rozumie… iż…
ta prymitywna konsumpcja
uwłacza
jego kulturze i obyczajom
czego jednak nie robi się… dla…
nieuchronnego porozumienia
autonomicznych cywilizacji?
EBE ciągle jeszcze… wierzy
w ludzką akomodacje
Oczywistość Arollei- _[13]_
w Arollei wszystko było oczywiste…
niebo miało lekko pomarańczowy kolor
pewnie na skutek
unoszących się w powietrzu
ogromnych sferycznych balonów azotu
zapach tu był intensywny…
arollejowa cywilizacja przywykła do niego dawno
EBE zanim został poddany dychotomii
częściej odwiedzał upojną stratosferę Arollei
to tutaj… w kłębach azotowych uprawiał telekinezę…
i lewitował…
jednak gdy dokonał się jego intelektualny podział
nie miał już czasu na odwiedzanie
podniebnych landszaftów
wtedy to… sporą część jego podświadomości
skierowano prosto na ziemię
a tu w Arollei
w obłoku azotowej chmury
dawało się zauważyć część jego lirycznej duszy
przezroczyste błękitnawe skrzydła czasu
były jeszcze kosmobombki
przypominały do złudzenia ziemskie bańki mydlane…
EBE był mistrzem w ich strącaniu… gdy mieszkał jeszcze
w Arollei…
była to forma preparowanej mózgoinformacji…
zeszczepienie synaps z interaktywną encyklopedią wiedzy
senatorowie Arolei zarządzili
propagowanie kosmoembronów
a te… w fazie rozwoju aplikowały… w kosmobombki
przemieszczając się dowolną promenadą Arolei
jej mieszkańcy podskakując… uderzali w nie
swymi jajowatymi głowami
zaś te…
rozpryskując parowały synapsy z bazą
powszechnej informacji…
dla EBE było to fascynujące doświadczenie
Pamięć EBE– _[14]_
EBE co wieczór
przesiadywał w szerokich ustach ziemskiego krajobrazu
wokoło [jak zwykle]
pachniało kryptoplazmą
pachniało… JESZCZE… na szczęście!
był to stan iście sympatyczny
prawie znajomy… tak bardzo syntetyczny…
przez cięciwy ferromagnetycznego
mózgu przepływała ujmująca woń
ten zapach był przecież
ulubionym w herbarium EBE…
miał także ściśle precyzyjny kolor…
kolor zielony…
zieloność kojarzyła mu się
z jego planetą matką
na rudymentach jego plastycznej pamięci
raczej wszystko było zielone…
EBE pamiętał wszystko dokładnie…
w zielonych laboratoriach
produkowano zielone embriony
zielona krew zalewała
sale porodowe
w tym kolorze wyściełano ongiś fotele w sali sejmowej…
tu w pierwszym rzędzie
paradowały posłanki
Zjednoczonego Królestwa Zielonej Arollei
przyodziane w apetyczne uniformy…
barwa ta była wszechobecna… precyzyjnie demokratyczna
a zielony bilet zawsze… uprawniał do podróży kosmotranzytem
EBE był oczarowany
wyraźnie podniecony tym interaktywnym wspomnieniem
jednak wiedział… że…
była to tylko
imaginacja jego wilczoludzkiej wygłodniałej wyobraźni…
tak naprawdę był przecież… tutaj…
pośród łąk i lasów sinawej ziemi
nieuchronnie przybliżającej się do OSTATECZNEJ ekokatastrofy
zresztą na ową okoliczność
był przygotowany… od dawna
w jego sercu królował spokój
podobny kształtem do rozmyślającej ateńskiej sowy
EBE już dawno się zasymilował
jego kontrafałdy wygładziły się nieco
na środku jeszcze lekko przydużej głowy
rysował się nijaki zarys nosa
konstytutywny element w profilu tej cywilizacji
zieloność EBE oscylowała już… w tonacji niebieskiej
prawie brunatnej… ziemistej.. a może
nawet… ziemiastej…
EBE niezrozumiany- _[15]_
EBE jest zadziwiony
nie rozumie ludzkich zależności
właśnie
ktoś napluł w jego
ciemnozielony pyszczek
sponiewierano go za… to i owo…
nie zrozumiano skąd przybywa
uznano megalomanem
w zasadzie
nie przyłożono się do niczego
buldożerami zaorano
zbożowe kręgi
wykopano na szrot
jego srebrnoowalny talerz
został banitą
wyrzutkiem ultranowoczesnego
społeczeństwa
dla mas
stał się skansenem
zbyt hipotetyczny
wyssany
z nieprzyswajalnych (dla nich) wymiarów
zagubił się w znaczeniach
czystoludzkiej chronologii
choć przybył z przyszłości
w jego strategii nie było
przecież
żadnej gaskonady
to społeczeństwo
było dla niego nieprzenikalne
skonsumowane
przytępione władzą durnych filistrów
EBE chciał być jedynie pionierem
odkryć jedyną prawdę
bez pychy i triumfalizmu
docenić piękno człowieka
nie był pyszałkiem
nie trudnił się psychotroniką
w jego gestach
widać było obraz Sztuki i Boga
który Był zawsze w jego centrum
systemem dobrych intencji
on pragnął przekazać dobro
podarować ogień
niebieski syndrom
wyrafinowanej cywilizacji
by poczynić krok
ku wyższym stanom świadomości
by świat stał się wspólny
bardziej emocjonalny
aż w końcu kiedyś
wygarbowano jego
pofałdowaną skórę
nazwano bastardem
agresywną dżumą hybrydową
zarzucono mu milczenie
i przytwierdzono na szpicy
wieży utrapienia
udawał prefeta
bo tak wypadało
i może nieco
szczerze koncepcyjny
choć wiedział
że Pan przyjdzie dopiero… w dzień ostateczny…
mianowany ofiarą
uposażonej ludzkości
w obszarach
iluzorycznych doświadczeń
w etażerkach
szalenie pięknego umysłu
Megagalaktyczne kawiarnie- _[16]_
EBE czasami odwiedza ziemskie kawiarnie
tu, ekspresowo podają ludzkie zapachy
na srebrnej tacy… jakże wykwintnie zawinięte
w białą ściereczkę ekscentrycznego kelnera
jego wyszkolony uśmiech niczym
lekarz cudzych dusz frapuje EBE
a gdy już w kieszeń wpadnie eurobanknot
to brzęknie uszko porcelanowego imbryczka
a garson pokłoni się w pas
aromat zachwyci zielony nosek
od woni rozświetli się buźka EBE
kawiarnie
pachną niczym perfumerie
cudzołożną tajemnic,
lirycznym wstępem do ludzkiej gry
pachną
różaną chusteczką landrynkowej pani
lub… kubańskim cygarem przystojnego pana
teraz EBE ułożył swą ołowianą główkę
w pucharze swych szczupłych
megagalaktycznych dłoni
jego wąskie nozdrza
zakwitły drogerią zamszowej kafeterii
zachwyt EBE
pozbawiony jest dobrego smaku
lecz… kawiarnie są chyba po to…
[myśli EBE]… by udrażniać się organoleptycznie
ta skłonność wyrażona w
inicjacji dotykowowęchowej
ponad wszelką wątpliwość… uczłowiecza EBE
List do EBE- _[17]_
(Vivat Szymborska)
szanowny nieznany EBE
piszę do ciebie ten list
codziennie po trochu na raty
wciąż dręczy mnie EBE pytanie:
czy jesteś podobnie jak Yeti… nieprzyzwoicie włochaty?
gdzie twoja planeta lśni EBE?
w parowie czasoprzestrzeni
czy zakwita zielenią?
czy Pan Bóg otulił niebem?
czy słońce przysłania latawce
na ręki mej wyciągnięcie?
obłoki kipią w jaskółce
familia ślimaków czci Zbawcę
i chełpi swojego Stwórcę?
a nawet gdybyś był plazmą
albo przewodów zwojem
wszystko jest cudem przecież…
BYLE NIE BYŁO WOJEN
cyfrowe kudlą rozumy
w ultrakosmosie ziemi
a tytanowe maszyny rozgrzane mocą czerwieni
piszą wiersze po tęczy
wśród atomowych obręczy
któraś z tych wizji jest faktem
a może wszystkie… i basta…
i ja zupełnie tak jak… Ty…
buszuję w wszechświecie… od dawna
dlatego… Szanowny EBE
śmiem twierdzić… że… jesteś jak ja…
marzeniem cię wypluł na światy
Bóg dobry… roztropny… brodaty…
by przestrzeń przestała być zła
Subkultura EBE– _[18]_
muzyka ponoć łagodzi obyczaje
właśnie dziś EBE produkuje się
na punkowej retroimprezie
po długim namyśle
zdecydował w końcu
dziargnąć sobie sznytkę
w skórzanych kurtkach
złowieszczo łyskają
srebrne szpiczaste ćwieki
te kurtki od podszewki
pachną ludzkim potem
ich zimna epiderma
zahacza o politury
pijanych ziomali EBE
deliriujących separatystycznie
w wynaturzonym tańcu pogo
właśnie teraz
EBE z pieczołowitą rozkoszą
moderuje swego irokeza
jego twarz przypomina
wściekłego bullteriera
jest zadowolony
zielonkawy włos doskonale komponuje
z tą kostyczną punkową subkulturą
kiedyś EBE nie znosił anarchistów i hedonistów
obecnie…
świadomie zaczął celebrować
przyjemność i wszelkie pochodne braku ładu…
nie tyle sama szarpana muza… ile zbiorowa
potrzeba asymilacji
wzięła go za łeb…
zresztą tutaj… wszystko jest dozwolone
ciemnozieloność EBE nie przeszkadza
prawie nikomu…
to permanentnie podświadoma podróż
do świata ludzkich destrukcji…
prawie codzienna
na co dzień EBE jest…
przykładnym obywatelem
tego prawie
siedmiomiliardowego pozoru…
codzienność EBE jest stricte seryjna
ułożone krótkie włosy… firmowy zegarek…
życie przyprawia o mdłości
pewnie dlatego EBE
tak ochoczo zalicza te bezpruderyjne imprezki
w macierzystej Arollei
od dawna wiadomym jest wszem i wobec
o jego… paraludzkich skłonnościach
EBE a pewien frazeologizm- _[19]_
usta milczą dusza śpiewa
to dictum
tyczy się… jakby… wprost do EBE
bywa… niektóre słowa
sumują kategorycznie
ta proweniencja szczególnie przystaje do
atawistycznych cech
tego gatunku
wąskie lakoniczne usta
nota bene… atroficzne
EBE ślamazarnie nimi porusza
jakoby robił łaskę… w zgiełku konwersacji…
te mniej formalne usta
powoli stają się zbędne
pozornie
wydaje się to alogiczne?
jednak po głębszej analizie…
ma sens
jasne… mowa dla EBE
jest prymitywną funkcją
w międzygatunkowej komunikacji
nakazem wynikającym
z braku
alternatywnych opcji
substytucja porozumienia…
tak…
EBE wyrasta z pojęć telepatii
być może…
z pamięci zbiorowej
jest afonetyczny
migracja… w tkanki spojone
już dawno
rodzaj homoplasmów…
(do których zalicza się jego rasa)
porzucił
wszelkie formy artykulacji
może właśnie dlatego… mówi się…
że…
dusza tych istot śpiewa…
ten śpiew wydarza się mniej formalnie
napawa głębią
nastraja homeostazą… czytaj: spokojem…
EBE potrafi mówić…
czasami używa jeszcze
tej
archetypicznej metody komunikacji
ale…
coraz rzadziej
sugestia subtelniej
doświadcza… nasz…
wieczny ludzki umysł
nie foruje dyktatu
prawdopodobnie
retuszuje Duszę
świadomie przyzwala na
jej inwigilacje
cóż z tego?
przestrzeń to forma notorycznego ciężaru…
EBE jest zatem… WYZWOLONY…
nie musi martwić się o:
słuszny dobór słów
siłę wyrazu
intonacje
odpowiednią ekspresję
wreszcie… dykcję…
w ogóle może milczeć
przemawia wzorem kosmosu
jego mantra
to może np. manifestacja sambhogakaji
a może… bardziej ludzkiego Absolutu
wciąż rozaniela
błogi umysł… pośledniego interlokutora
gonić w piętkę
to jakby przeczyć samemu rozsądkowi?
NIGDY:
nie sprowokuję EBE
strzegą go Duchy Dharmapala…
EBE jest wielki…
jest także i moim mentorem…
Przesłanie Profesora Scjent do EBE- _[20]_
jestem kim zechcę…
w dowolnej sekundzie istnienia zmieniam formę
na inną…
uczyłem się tego… długo…
każdym atomem misternej tkanki
mogę być struną… podświadomością… antymaterią…
jestem zbiorem myśli… zapachem… dotykiem…
emocją.. płynąc przez tunele względnego czasu
odwiedzam zamierzchłość i przyszłość
dowolnym trybem
rozkazem… supozycją… orzeczeniem…
drenuje zniewolone umysły
jeśli zechcę krzyczę decybelem w ciszę…
czasem nie używam
nierozsądnych słów…
bywałem stary… zmarszczoną siecią skóry
opierając o korozję
cuchnąłem ludzką zgnilizną…
spozierałem embrionem
z wyklętych wód płodowych
skręcałem we wzory… w łańcuchach DNA
jestem zbiorem zmysłów
wysublimowanych pochodzę z języka
wykluwam z nosowej przegrody…
zapachem migdała… może pachnę ambrą
w drzewie sandałowym
albo… w płatku róży?
nie podlegam banicji
nie uznaje azylu
potrafię bardzo długo bez krytyki i lansu…
w szponach kontestacji… ze świetlistym kamieniem
niczym Armagedon
skałą… albo ogniem…
na chmurze indygo w kompendium aniołów
łaską co od Boga
zbawienie nam pisze…
w stanie ciekłym płynąc… po morzu nostalgii…
powietrzem co jest zaborcze… dla piersi
jak spartańska skała…
kiedy zechcę sporem będę niezjednanym
jak węzeł gordyjski
co należy… przeciąć…
lub porozumieniem międzyplanetarnym
systemów słonecznych
w śnie cywilizacji
Dewastacja EBE– _[21]_
Profesor Scjent powiedział kiedyś do EBE:
będziesz fiołkiem
cyklamenowy zapach… pierwiosnkowata materia…
burza zmysłów!…
spora doza… zroślinnienia
EBE będzie posadzony w czwartej rabacie
(jako drugi od końca)…
w błoniach ekskluzywnego ogrodu
będzie szczęśliwy… zamszowy…
lekko pochylony w lewo
w gąszczu roślin
o nazwach łacińskich… i innych na literę C:
cyprys… cykuta… cynizm… cyneraria…
jego cięty umysł
pewnie nieraz zasiąpi lepkim osoczem
w wibrujących płatkach
w fiolecie enzymów rozczuli się… słońcem!
jeśli kiedyś… przemknie tędy przechodzień… a ów cień
płowy… padnie na wątłe ciało EBE… będzie to…
niczym ostatnie zaćmienie słońca
jeśli siądzie tu szczygieł… to tak jakby truchło pterodaktyla
zwarło swą ordynarną konstrukcję:
poprzez osie garnierytowych zboczy
A z gór tych… niklowanych… popłynie strumyk
ostrym zacięciem koryt w przeźroczu białego fosforu
i wokół: słodko zapachnie… ozonem…
EBE będzie oczarowany… wyciągając subtelne korzenie
do żywotnych podskórnych źródeł
nagle rozpierzchnieje!
gibkość jego będzie spijać owo rzadkie powietrze
jednocześnie…
otrząsając krople ze smukłego płatka
trzeźwe tiulowe skrzela spowitego tumanu
uderzą nawałnicą… w delikatne licko…
profesor Scjent powiedział:
kiedyś „będziesz fiołkiem
teraz jesteś jeszcze DEWASTACJĄ!”
EBE o emigracji- _[22]_
EBE będzie kiedyś przypadkiem
w wielkim mieście
może nawet… w stolicy
w radosny ciepły dzień
pomarańczowe słońce schowa się
do połowy za beżowy cumulus…
na tarczy miejskiego zegara
z baszty czerwonej katedry
pokłonią się złote kuranty
wskazówka
błyśnie słonecznym refleksem
zaznaczy godzinę… sjesty
wtedy
EBE spotka dziesiątki… a pewnie nawet setki
podobnych do niego
kontestatorów
wyskoczą niczym
wściekłe byczki z uliczek Barcelony
wydalą brązową wstęgą
ze szklanych drapaczy chmur
wyleją na ulicę
w pomiętych koszulach… wytartych
dżinsowych szarawarach… obcisłych stanikach
zestresowani plisą swych
przykrótkich spódniczek…
zdegustowani ciężarem
przydługich krawatów… tandetnością spinek…
uzależnieni
od swych odpustowych zegarków…
wsuwając
w tylną kieszeń spodni
periodyczną prasę
obiorą… jeden istotny kierunek:
to knajpa…
EBE będzie mile zaskoczony
owym słowiańskim solidaryzmem
harmonią obyczajów
inaczej mówiąc
tym wielce patriotycznym
„konglo/mentalem”
potężnie spragnionych degustatorów
to będzie pierwszy krok
do międzyplanetarnej rekoncyliacji
dotąd obcych sobie cywilizacji
rozanielony początek
pokonując upiorne schodki
prowadzące do piwnicznego pubu
EBE wykona głęboki wdech
nabierając w płuca alkoholowego fetoru
z kirgiskiego kumysu
być może: szkockiej whisky…
w umyśle EBE nie będzie już miejsca
na intencjonalny umiar…
poczuje wyzwolenie
zaglądając głęboko
w odmęt lazurowego trunku
odgoni
wszelkie frustracje…
uwikłany… w uścisku kamratów
ukryje
swą brzydką
ciemnozieloną mordkę…
to będzie prawdziwy czas patriotów…
prawo egalitarne
dobrodusznego legitymizmu…
ale…
to jeszcze nie teraz…
to jeszcze nie ten czas… smuci się EBE…
ale…
to dopiero nastąpi…
dopiero nastąpi…
nastąpi, …
dopiero …
EBE indyferentny- _[23]_
profesor Scjent myśli wielopłaszczyznowo…
wiropłaty jego dobrych intencji lewitują wolno
po czczych krainach poezji
dotykając istoty zagadnień… w sposób charakterystyczny
żelbeton nieprzeniknionej głowy Herberta… i innych
bezdusznych stolic…
to treść merytoryczna
stanowi świadomy wybór
bezwarunkowo grożący wycofaniem
endogeniczny poeta i zimne słowo
metaliczne do granic upodlenia… ciężkie…
ile potęgi umysłu… ile w tym kauczuku
potrafiącego odbić się jakże boleśnie
od wiotkiej psyche
profesor Scjent myśli więc taktycznie
bada treści przezornie… zwięźle…
celując w każdą zgłoskę skrótem myślowym
albo metaforą
EBE… który kiedyś posiądzie dar białej wiedzy
nie może się nadziwić tej zdumiewającej systematyce
kunszt profesora… jest dla niego patosem!
pewnego dnia profesor Scjent zwierzał się EBE:
„wiesz?
byłem kiedyś wrażeniem żądnym…
zamkniętym w klauzurze akcji…
ucieleśnionym w teorii ruchu… smaku.. zapachu…
to była ułuda!”
od tamtej pory EBE codziennie spędza wiele godzin
na poszukiwaniu prawdziwego indyferentyzmu
cedząc słowa w beczce pełnej dziegciu
bynajmniej…
jego świadomość jest… przecież… naturalną pierwotną
formą genialnej nadświadomości profesora
EBE byt nieuchwytny- _[24]_
nigdy nie zobaczysz EBE
nie możesz się z nim spotkać!
nie dopadnie cię też to błogie oczarowanie Duszy…
EBE nie jest duchem
nie odpowie formą stukanego alfabetu… ani urojeniem…
nie dane ci będzie zdobyć wiarygodnych śladów…
żadnych
anielskich włosów [owych lepkich aksamitnych substancji]
które są ponoć pozostałością
po kosmicznych bytach…
prawdopodobnie…
dopadnie cię celowa amnezja
podstępna prawie jak grecki Kalchas… ten słynny wieszczek
co to konia… dał Troi…
to jest podstęp z gwiazd
gdzie medium poezji wieszczy pojednanie…
a ty jesteś tylko mdłą efemerydą
więc…
nigdy nie poczujesz się wolny
imago twoje już na zawsze
będzie obciążone… celem karkołomnym…
a Dusza metaliczna cięższa od ołowiu
wyalienowana w krysztale implantu
pozostanie liryczna… lecz zimna!
Bliskie spotkania stopnia 3ego- _[25]_
ja EBE jestem zielony
ty EBE wtajemniczony
on EBE wzrostu niskiego
my EBE wszystko z niczego
kosiarze- gwiazdy Oriona
tam szuka ludzka persona
nieznanych nowych form życia
szeroka nieba orbita
gdzieś zalśni maleńka gwiazdka
niebieskim promieniem parska
wśród innych miliarda plejad
dla nas się zwie… Arolleja…
leci zielony attache
srebrzy nieba poddasze
zbliża bastion istnienia
błękitna planeta ziemia
podróż w przestrzeni i w czasie
by poznać człowieczą rasę
wielce ci ona pasywna
kosmokratyczna ojczyzna
odgięta w symetrii czasu
w przód i do tyłu od razu…
taka to ci technologia
kiedyś i człowiek… ją pozna…
on EBE byt kompetentny
małoprzystojny i szpetny…
wniknie w wasz umysł przepięknie
on… zwierzę inteligentne
Wrażenie chłopca na moście– _[26]_
białe światło w oczy… miliony przebiegających klatek…
już prawie nakładające się obrazy…
aż poczuć można kręte kwasy nukleinowe…
świetlne kule… wirujące naprzemiennie
wirtualne obiekty mentalne…
których nośnikami są ponoć komponenty
czasowe fotonów…
utopia wszystkich paradygmatów… sensytywny bodziec
przebiegający przez ośrodkowy układ nerwowy
niczym piorun kulisty przez niebo…
lekkość… wyuczona lewitacja… na pograniczu bezcielesności…
w stanie asomatycznym… w poczuciu świadomości…
ale… już prawie bezpostaciowo…
transcendentals!!!
jasny snop lepkiej materii… przyjmujący dowolne kształty…
przytłaczająca formuła wiedzy… błogość…
zimny powiew…
obok stoi… EBE… … …
Kroniki Akaszy- _[27]_
kroniki Akaszy.
rodzaj kosmicznej pamięci
obszerny bank informacji
EBE mówił… że… wszystko tam jest zapisane
gdy płyniesz drogą przepastną… trzymając się
gęstej iluzji
w okolicach gwiazdozbioru Kasjopei
zarozumiałej Królowej Etiopii
w morzu lirycznych harf… na siódmym stopniu
podświadomości
spowolnionym ruchem… prawie jak zamęt ukwiału
w różnokolorowych odcieniach
witrażem morganitowych szkiełek
z rubinowym cyrklem… suną miliardy rzęsek… delikatnych
włosków…
jakbyś tańczył z wiatrem po sumieniu fali
EBE mówił:
w kronikach Akaszy
jest spisana cała mądrość wszechświata
tuląc się do mirażu STWÓRCY… objawiającego się dowolnym
kształtem… albo czystą energią
względne myśli… idee… emocje… wypełzające ksenomorfy…
zwidy i zmysłocuda…
koherencja… zwana wyższym stanem świadomości…
polegająca na spójności prądów czynnościowych w obu
półkulach mózgu… wszystko jest zapisane
w sanskrycie słowa… AKAŚIA…
liczne talenty… cała ezoteryczność… mistyfikacja…
i tony codziennego realizmu
jest miejsce dla centaurów… jednorożców… faunów i elfów…
tysiące ognistych orków… półorły…_półlwy… sfinksy…
chłodne z betonów… gibkie syreny …
tutaj posągi Lenina… czerwone chusteczki
dla Mao Tse Tunga… kadilaki w kolorze ekhri…
harleye i spodki kosmiczne…
dziewięć Muz strzeże zasobów rytualnej weny
i słychać w takt… słodką deklamacje…
EBE twierdzi… że… rozwijając odpowiednio zdolności
parapsychiczne można czerpać z Kroniki Akaszy
każdą wiedzę realną i irracjonalną
przypływa ona w formie przenikającej substancji
ponoć niektórym ludzkim jasnowidzom
udaje się penetrować pokłady Kroniki Akaszy
EBE mniema… iż chłopiec na moście
otrzymał wilczy bilet do tej wiedzy…
dlatego jest taki flegmatyczny
niemal arkadyjski…
Powrót EBE– _[28]_
czym jest sztuka?
EBE zawsze pragnął zaczarować to pytanie
sztuka mistyczna… niekoniecznie popularna…
uczestniczył
w dziesiątkach briefingów
zapuszczał w setki performance’ów
tworzył prezentacje… jednym słowem…
był wszędzie… uczestniczył czynnie
jednak… im dalej zagłębiał się w temacie
tym bardziej stwarzał
wrażenie spotworzonego frustraty
było to widocznie ponad jego siły
dlatego ostatecznie kontestował
uciekając tylną metaforą z poważnego wernisażu
zupełnie
ponad ludzkie siły, odnosiło do zgrozy, chemicznej syntetyki
EBE już nie mógł tego ścierpieć,
postanowił zwyczajnie czmychnąć,
tak naprawdę
nie było dokąd wracać?
w Arollei sikali na takich jak on odszczepieńców,
tam sztuka była formą eklektycznych idei
EBE wyraźnie się skompromitował
w konsekwencji wybiera więc wolność
depresyjną antytezę sztuki
nie chce oscylować w kłamstwie
co to za sztuka pyta?
implementacja kosmicznych awatarów
wyjącej do anteny małpy
lub co gorsza… tracącego wymierność
skośnookiego pracoholika w industrialnym chinatownie?
na skutek zaplanowanego świadomego przepracowania?
blaga… łgarstwo…
sztuka bezużyteczna
tego EBE już dłużej nie mógł znieść…
toteż zapakował w neseser
swoje metalowe protezy
i czym prędzej
w Argosterusie
odleciał
w kierunku Zjednoczonej Arolei
Epilog- _[29]_
czemu już ciebie nie ma… EBE
nie pomógł induktyw hipnozy?
i martwa cisza zagłusza mój umysł
w treści ideogramu…
czy może brakło… tu… mutagenów
bądź innych transostanów?
nagle zamknięta współczulna cela
dla ziemskiej amatorszczyzny?
pamiętam EBE w kanionie Wisły
w polskim mieście… brąz cera
byłeś kanonem począłeś dreszczem
w gardle mam sucho… teraz…
gdzieś sześcioskrzydłe Serafiny
wachlują cnotliwe powietrze
i nieprzerwanie nucą dla Stwórcy
Hymn Boski: TRISAGNION
chętne w swym stałym wiecznym natchnieniu
do rzeczy stricte Boskich
przywarte pięknie do Tronu Chwały…
a my tu w krzyku troski…
że… ludzki świat jest nie do pary
odrębna funky orbita
szerzą się dziury czasoprzestrzeni
my… wciąż w natłoku pytań…
gdy chociaż byłeś… ty… mój EBE
w tym ziemskim pitawalu…
„zielona mordka”… „ścięty z metra”…
i długi cienki paluch…
Mit- _[30]_
EBE… wróć!