
graphics CC0
Tomasz Kucina
Naturystyczny wiersz o przedmille[u]nijnym powielanym chłopcu
to było ongiś
w płodowej błonie
prymarnym fast fudzie nieświadomości
zaczyn jeszcze nie aktywował potrzeb
„żył” sobie w „kokonie” brzusznej jamy
uczciwy ugłaskany
w plastyce i praktyce pępkowej epidermy
czysty strategiczny „nadsięwłom”
choć priorytety wagusostwa
wzywały śmielej na zewnątrz
naturą rzeczy
do bólu i niedoli
do głodu i pędu
a dalej pewnie
plutokratów i karierowiczów
do innych przyszłych natrętnych poetów
inwestujących w fundament herezji
w interakcjach społecznych
aż w końcu było już tylko
po fakcie! „wyplenił się”…
mniej potulny perwersyjny noworodek
ożył w dźwięku
i dźwiękiem się zachwycił
to przypadkowy efekt zwrotny
dadaistyczny odruch w potrzebie komunikacji
i return matczynej artykulacji
w kontekście wzajemnego zauroczenia
smyk zaskrzył w zgiełku inwokacji
a słowo omamiło go blaskiem zarzewnym
dalej było jeszcze liryczniej:
podróże organoleptyczne
do flory do fauny
zapachy i smaki mleczna droga pod zaprzęg Heliosa
świat rósł wręcz enigmatycznie
więc mały człowiek
pochłaniał obrazy tej natury przezacnej
i skracał dystans
do świata materializmów
wynikał też świadomie
z szacunku dla klasy Absolutu
pomiędzy wierszami w „bajkowej Nibylandii”
antytezą stał się…
butnego Piotrusia Pana jako poety blefu
tym częściej
natura młokosa
szukała idealistycznego modelu
tu czytaj:
logicznej aranżacji dla idei sumienia
najkrótszą drogą
do prawdy obiektywnej – stało się elitarne słowo
parowało
zachwytem nad oceanem dziecięcych zauroczeń
jednakże: opary kreatywnego derywatu
pomału i subtelnie
odlatywały w siną dal niepomiernego kosmosu
złożonego z powątpiewań anty-wymiarów i niedoświadczeń
coraz częściej też zmierzały
do zawiłych analiz
nad światem chronicznych absurdów
to papka pikantniejszego menu nakazów
życie
w ekwilibrystycznych pozach tamtych upokorzonych pokoleń
utopie
i doświadczenia na jednostce
koszty
liczne nakłady jak szpony pod harpią systemu
za karę… za wredność ich do poezji…
za kartki na rymy… i pełne lodówki patriotów
za pracę rodziców w nadgodzinach
niedomowe przedszkola
rytmikę modalną jako:
kakofonię patogennego wielogłosu
sugerującego błędnie
upozorowany pluralizm jednostki
po drodze:
rzut stereograficzny „figur” woskowych
w gabinetach poetyki masowej
podstawowa wiedza
roztropnego żółtodzioba
nie rozumiała ściślej
wzorców człowieczeństwa
żałowała tego człowieka i widziała w nim marionetkę
ustrojoną na mięsny ochłap przeznaczony
na „podroby” kolosów totalitarnych
na łamach kończącego się wówczas wieku
wszystko miało karykatury:
w ustrojstwach dekad
nie żyło się dla cech indywidualnych
a każde dziecko śniło…
tylko o „niczym”!
bo „niczego”
nie można było sobie wyobrazić
wyobraźnia nie była „dla każdego”
życie bez prawdy i kreacji
iluzja sztuki… a słowa banalne i pustorynkowe
to podróż na manowce
do „trybów” materializmu
gdzie celnie
manipuluje się łatwowiernym człowiekiem
choćby za jednego „cukierka”
mniej konstruktywna natura
zaglądała chłopcu do okien duszy
otwierała lufciki tłumaczyła zapachy
doświetlała ściany pokojów
rozczulała ptaki
w amfiteatrach lirycznych koncertów
cóż z tego gdy wokół słyszysz
„austriackie gadanie”
a żadna powłoka ochronna bezpartyjnego rodzica
nie zagłuszy wszędobylskiej melodii
wieku dokraszonego
w żargonie reżimowego „rynsztoka”…
on
w słodkie bajki nie wierzył!
tymczasem:
otumanione „aparaty” werbalne
rozdziawiały „pysk” przekornie
nad „jadaczką” kuriozalnego systemu
chłopiec gubił się jeszcze
w poznawczej obserwacji
lecz budował już inne perspektywy
z klocków rozpieszczonego gołowąsa
powstawał nowy świat
lepszy i osobisty
rósł do góry
i tworzył futurystyczne aglomeracje
alternatywę z wrażeń i scenografii
do „szczekaczek” tuziemców
aż w cieniu kwadratowej geometrii
zmutował
w praktyczny autochton transcendentny
chłopczyk cyklicznie zaglądał do
komiksowych bohaterów
wzorce miał najwłaściwsze
wyssane
z mlekiem rodzicielki
dojrzewał również
z fasonem godnego protoplasty
wzrastał w dobroci i uczciwości
najdroższy na świecie
ich kamuszek probierczy
oszlifowany łupek
świadomej
zaplanowanej miłości
rozsądnej i doświadczonej
prawdziwej i prawomocnej
chłopczyk brał życie od serca
lecz zmierzał konsekwentnie
do kreatywnego rozumu
namaszczał słowem napotykane konteksty
kabanina przelicznych bibelotów
aranżowała asertywnie:
galluksowe grzebienie. bursztynki. i szkiełka
w toaletce mamusi
śrubokręty. młotki. i imadła
w garażu bez samochodu
zaradnego tatusia
to nie słowa były przedmiotowe
a przedmioty zmieniały się słowa
…
lecz droga każdego poety donikąd!
po… słodkie metafory
usłużnych znawców talentu kraczącej Melpomene
z fikcyjnej czekoladowej Erato:
wylała się krew Meduzy
a Pegaz zakpił z jajogłowych
w czekoladopodobnym jajku „niespodziance”
strategiczny absmak słodkiej iluzji
wykluł się z pierwszym wierszem
słowotwórczego ignoranta
—
przypis: *nie jest to wiersz autoprezentacyjny, przynajmniej nie do końca, bo jednak doświadczenia w dowolnej epoce są wspólne, tekst dotyka raczej perypetii życia przykładowego i tu: fikcyjnego młodego lub bardzo młodego człowieka żyjącego na przełomie wieków. Poszukującego obiektywnej prawdy. Jak „czytać” –> bez sukcesów.
Śmiech, groteska, w absmaczku intelektu – nie rozczulać, nie brać na poważnie, nie analizować!